Próbowałem sobie przypominać jak to się wszystko zaczęło. Otóż, od wczesnego dzieciństwa byłem
kształcony i przygotowywany do gry na pianinie - muzyka poważna. Pamiętam, że mieszkając w Rzeszowie
moim nauczycielem gry na pianinie był pan, który uczył późniejszego laureata Konkursu
Chopinowskiego - Adama Harasiewicza. I wszystko się układało pod muzykę poważną do
momentu przeprowadzki do Nowej Huty. Muszę powiedzieć, że zatrudniani już w Nowej Hucie
nauczyciele byli krótko mówiąc za słabi i po każdym kolejnym nauczycielu muzyki, moi Rodzice
rezygnowali i szukali następnego.
Były to lata 1955,1956. Byli tacy "nauczyciele", którzy po
prostu zasypiali podczas moich ćwiczeń. To mówiąc szczerze zniechęciło mnie do muzyki
poważnej - przestałem się uczyć i zamknąłem pianino. Żadne prośby ani groźby moich Rodziców
nie pomogły - koniec z pianinem.
W Liceum Ogólnokształcącym znalazłem się w klasie z jęz. niemieckim i tam właśnie zaczęła się
na nowo przygoda (krótka) z muzyką. Kiedyś na lekcję jęz. rosyjskiego wspomniany w poprzednim
liście do Ciebie Rysiek Borowiecki przyniósł akordeon i przy akompaniamencie akordeonu
(Weltmeister 120 basów) klasa śpiewała po rusku. Rysiek miał w domu też pianino i któregoś dnia,
będąc u niego w domu, rozmawialiśmy na temat połączenia akordeonu i pianina.
Zaczęliśmy nieśmiało
ale coś nam się udawało. Ja co prawda wcześniej nie zajmowałem się muzyką rozrywkową ale
wystarczyło abym usłyszał kawałek do grania (bez nut - chociaż z czytaniem nut na obie
ręce nie było żadnych problemów) i nie było problemów z dostrojeniem się do akordeonu. Nie
lubiałem grać z nut - była to pozostałość po muzyce poważnej - ćwiczenia, palcówki, wprawki
itp.. Zaczęły się obozy harcerskie i "potańcówki" przy akordeonie. Żeby Ryśka nieco wybawić
z "pracy" sam podgrywałem prawą ręką (bez basów), a sekcję rytmiczną tworzyły kastaniety.
I muszę powiedzieć że jakoś to szło. Po powrocie z jednego z obozów spotkaliśmy się u Ryśka
i tak dla zabawy zjawiło się tam min. kilka koleżanek i kilku kolegów. Wiadomo -
akordeon+pianino + - właśnie - tu jeden z nich miał nie wiadomo skąd pałki perkusyjne.
Andrzej Sojka - bo on przyniósł pałki - został pierwszym perkusistą.
Tam gdzie była
perkusja i piano mogliśmy już grać. O nazwie nikt poważnie nie myślał bo to wszystko było
robione tak jak to młodzież teraz mówi dla jaj. I były "występy" w Wersaliku -
na os.Ogrodowym, Domu Harcerza, a ponieważ nie traktowaliśmy tego naprawdę poważnie nie
przykładaliśmy wagi do nazwy zespołu. Kiedyś pojawił się u nas Krzysiek Partyka
z saksofonem
i to on sprowadził jeszcze Tadka Gogosza. I to właściwie w XI Liceum był taki cichy zespół.
Na obozach harcerskich grał z nami Zdzisław Nazarko i Piotrek Pałamar. Później
zjawił się
Maniuś Plutecki (perkusja a później gitara),
Adaś Komenda i Andrzej Kunz - pianino i przez
moment za bębnami zasiadał Bala - czyli Zbyszek Balicki. Większość z nich była uczniami XI-ki
(przez pewien okres było to XVI Liceum). Tak podgrywaliśmy w różnych składach i w różnych
miejscach aż do końca roku 1960 - w maju 1961 mieliśmy maturę. Stały skład stanowili
Rysiek Borowiecki, Krzysiek Partyka, Maniuś Plutecki, Tadek Gogosz
a reszta na zmianę.
Pamiętam nasz ostatni występ jak graliśmy na ostatkach w Domu Nauczyciela w Nowej
Hucie - Rysiek Borowiecki, Andrzej Sojka, Krzysiek Partyka i ja i jak podszedl do nas
dyrektor naszego Liceum zadziwiony że nic nie wie że jego uczniowie grają na ubawach a on
na zabawy w szkole szuka zespołów do grania. Ale niestety już więcej nie zagraliśmy nawet w szkole
bo pojawiły się nowe twarze a Krzysiek Partyka razem z
Tadkiem Gogoszem,
Maniusiem Pluteckim zaczęli "kombinować" wokół AMETYSTÓW. Wiedzieliśmy zresztą
o tym, ale nie robiliśmy z tego tragedii bo Rysiek ze swoim akordeonem nie był w tym
czasie modnym - chociaż Staszek Karpierz (też Staszka znam i od czasu do czasu się spotykamy)
"rżnął" w tym czasie na cyji aż miło, ja miałem też inne zainteresowania - piłka nożna
( mój Ojciec był trenerem Hutnika), koszykówka ale jak trzeba było pomóc kolegom grać to
grałem na pianinie ale jak mieli skład to się nie pchałem.
Bardzo dobrze znaliśmy też Jurka Ochońskiego i później obserwowali (już po maturze)
rywalizację pomiędzy AMETYSTAMI a BIAŁĄ GWIAZDĄ . Oczywiście sentyment z racji tego że w
Ametystach grali "nasi" był po ich stronie. Nie pamiętam czy przewinęło się w zespole
Białej Gwiazdy nazwisko Witek Robotycki.
To był jeżeli się nie mylę pierwszy trębacz
tego zespołu. Zygmunt Schorstein - jakże znane mi jest to nazwisko ale niestety nie mogę
skojarzyć człowieka - nie wraca mi jego fotografia w mojej głowie - a na pewno bardzo dobrze
znaliśmy się.
No i tak pokrótce - takie było moje granie. Teraz tylko okazjonalnie - najczęściej w
Święta Bożego Narodzenia siadam do klawiatury i gram kolędy a najwięcej cieszy się wtedy
moja 6-letnia wnuczka.
Tak pamiętam tamto "granie" naprawdę zupełnie amatorskie bez przywiązywania wagi do nazwy
zespołu, zresztą wtedy na topie były gitary elektryczne a nie jakieś ciężkie klawiszowe
instrumenty, które do tego nie wszędzie były. Wtedy w czasach młodości czy ktoś pomyślał
że w 2003 roku znajdzie się zapaleniec niejaki Rycho który to wszystko poukłada, poskłada,
i udostępni potomnym. Przecież to jest bardzo przyjemne jak czyta się wpisy do księgi że
niektórzy nie wierzyli że cos takiego w Nowej Hucie powstało i że to właśnie tutaj powstały
znane zespoły big-beatowe. Z tej strony o Ryszardach nasze dzieciaki - dzisiaj młodzieńcy -
dowiadują się że ich rodzice nieźle radzili sobie w muzykowaniu i mogą być z nich dumni.
To jest właśnie efekt Twojej mrówczej pracy.
|
Wracając jeszcze do nazwisk wspominałem Ci Józka Krzeczka i braci
Sajdaków. Janusza i Andrzeja znalem b.dobrze z uwagi na bliską znajomość naszych rodziców.
Rodzice spotykali się i siłą rzeczy dzieci się znały.
W Zabierzowie podczas spaceru na trasie spacerowej
zaczepił mnie jegomość i ku mojemu zaskoczeniu okazało się że to Janusz Sajdak
- poznał
mnie po tylu latach. Porozmawialiśmy i obiecaliśmy sobie spotkanie - dałem Januszowi nr
telefonu i czekam. Może Janusz znowu jest gdzieś w trasie chociaż mówił że z podróżami już
skończył i ustatkował się.
Teraz , dzięki Twojej stronie i "pogaduszkom" na GG z Jackiem Romiszewskim
odżyły wspomnienia
z tamtych lat. Niedawno właśnie z Jackiem wymienialiśmy maile na tematy sportowe też
z tamtych lat i okazało się że wspólnie wiele sobie przypomnieliśmy.
Niedawno koło Centrum Medycznego spotkałem Krzyśka Partykę
. Rozmawialiśmy na temat
Twojej strony, dawnych odległych czasów i muzykowania. Właśnie wtedy dowiedziałem się
że razem pracowaliście na Walcowni Rur. Rozstając się z Krzyśkiem obiecaliśmy sobie
że spotkamy się tym bardziej że w czasach młodości spotykaliśmy się, nasze żony się
znały i często spotykaliśmy się czy w słynnej w tamtych czasach Violi czy na os. Szkolnym
w Próżniaku! Kto pamięta Próżniaka - dawny Klub TPPR!. Teraz niestety z wiekiem coraz
bardziej brakuje nam czasu i życie towarzyskie wygląda zupełnie inaczej jak dużo dużo wcześniej.
Grzegorz Ketz - styczeń 2005 Kraków
|