Szalone lata 60-te - czyli, rzut okiem w przeszłość...
Pierwszą gitarę kupił mi ojciec. Było to ordynarne pudło, takie jakie możma
było w tamtych czasach kupić w sklepach. Nauczył mnie na niej grać mój
starszy ode mnie kuzyn - Jan Kaleta . Ja uczyłem się w technikum Górnictwa
Odkrywkowego (na ul. Rzeźniczej), on studiował na AGH. założyliśmy zespół
"Piątka z plusem" . Na gitarze grał
Janusz Czajkowski. Był moim sąsiadem i on
przyprowadził pianistkę - Anię Kusak. Natomiast śpiewał mój szkolny kolega
Zbyszek Zajączkowski. Graliśmy głównie na wieczorkach tanecznych w krakowskich
szkołach.
Wystąpiliśmy na przeglądzie zespołów Big-Beatowych wraz z m.in
Ametystami
i Białą Gwiazdą .
W tym samym czasie poznałem
Felka Naglickiego.
To on wpoił we mnie "Shadows'ów" i na ich repertuarze opierał się nasz
program. Zajączkowski (co zrozumiałe) śpiewał przeboje Clifa Richarda.
Felek miał zespół Heralds'ów i konstruował
gitary i wzmacniacze. Wtedy
zrobiłem sam własnoręcznie gitarę. Koszmarna decha z grubym, topornym
gryfem. Ktoś załatwił grania w Nowej Hucie i stworzyliśmy okazjonalny
zespół Kon-Tiki .
Obok mnie i Felka grał tam na gitarze Zbyszek Gdula
a na perkusji Czarek Słupek.
Zbyszka poznałem w Przegorzałach. Spotykała się tam grupa
przyjaciół,
a my ze Zbyszkiem prześcigaliśmy się kto lepiej "podrobi" Presleya.
Znaliśmy cały jego repertuar. Wtedy w Krakowie grasowały "bandy"
nastolatków na poszczególnych odcinkach plant. Prym wiodła ta spod Lili
Wenedy. Nie byli oni groźni ale lali się między sobą. Ja poruszałem się
bezpiecznie. Chodziłem z gitarą. Śpiewałem Presleya i Haleya i nikt mnie
nie miał prawa tknąć. Byłem pod specjalną ochroną wszystkich.
Ale powróćmy do Kon-Tików. Czarek
znany był z tego, że najrówniej w
Krakowie ( a może na świecie) grał tremolo na bębnach. Był tak dumny z
tego, że cały czas grał to tremolo w każdym utworze. Tremolo i nic więcej.
Śpiewał z nami Mundek Szutkowski. To chyba on przyniósł do
zespołu covery Beatlów
i Stonsów. Graliśmy m.inn w klubie drukarni na Manifestu Lipcowego i
pamiętam, że to był odlot. Dziewczyny szalały.
Dużo czasu spędzałem wtedy z Felkiem Naglickim. To wówczas zrobiliśmi
własnoręcznie dwie, odlotowe gitary. On basową a ja salową. Felek je
zaprojektował, a poszczególne elementy metalowe toczyli i frezowali nam w
zakładzie obróbki metali na AGH. To były prawdziwie profesjonalne gitary.
Graliśmy w różnych składach, w zależności od tego, kto załatwił granie. Aż
wreszcie założyliśmy zespół "The Lessers".
Pojawił się
Jurek Dura, który
chodził do szkoły muzycznej na skrzypce a u nas zagrał na gitarze basowej.
Na perkusji grał bardzo młody wówczas Marian Pawlik.
Jak już wspomniałem Jasiek Kaleta był studentem i on załatwił
nam próby w klubach studenckich.
W Karliku i w Żaczku. Obgrywaliśmu wszystkie wieczorki taneczne w każdą
sobotę. Aż przyszły wakacje i okazja miło ich spędzenia. Wczasy studenckie
w zamian za granie na wieczorku zapoznawczym i pożegnalnym. Niezła gratka.
Pojechaliśmy do Świnoujścia a potem do Giżycka. To było w 1965.
Rok później
ponownie wyjechaliśmy do Giżycka, ale w kombinowanym składzie. Marian
Pawlik nie miał bębnów, więc wzięliśmy Adama Bernego. Grali na bębnach
wymiennie. Na basie grał Jurek Dura. A na gitarach
ja, Jasiek Kaleta i Jurek Piwowarski, który pojawił się wówczas na muzycznej scenie Krakowa.
Miał swój zespół, którego nazwy nie pamiętam. Na gitarze grał tak sobie ale
nieźle śpiewał. Marian Pawlik świetnie grał na bębnach, ale fascynowało go
granie na gitarze basowej. Nie pamiętam jak Jurek Dura zniknął z zespołu,
ale wówczas Marian znalazł gdzieś w Podgórzu bardzo młodego zdolnego
chłopaka, nauczył go grać na bębnach a sam wskoczył na gitarę basową. Ten
chłopak nazywał się Benek Radecki. Marian, Benek, Jurek Horwath i Andrzej
Zaucha , stworzyli potem ten legendarny skład zespołu
Dżamble.
Ale to późniejsze czasy.
Skład Lessersów ustabilizował się i graliśmy wówczas we
wszystkich Klubach studenckich jakie tylko były w Krakowie. W Żaczku,
Zaścianku, Karliku, Domu Socjalnym (na Reymonta) Nawojce, Gwarku, a także w
Szopie (na Rakowickiej) w Relaksie na Podgórzu. W Nowej Hucie w Domach
Kultury. Wszędzie. Trzy razy byliśmy na trasach koncertowych w Rybniku
(trasy koncertowe - to duża przesada). Graliśmy w tancbudach w okolicznych
wioskach
i miasteczkach. Składy zmieniały się. Raz byliśmy w składzie podstawowym
innym razem w trio (Krupa/Pawlik/Radecki) a innym razem
ja, Felek Naglicki i Tomek Hołuj na bębnach. Jednym z najpopularniejszych i napewno
najbardziej profesjonalnych wówczas w Krakowie zespołów był
Telstar
Andrzeja Kadłuczki. Andrzej zaproponował
Benkowi Radeckiemu granie w swoim
zespole. Niebawem Benek ściągnął tam Mariana Pawlika
, a potem ja również znalazłem się w Telstarze. Graliśmy m.inn w Oazie i Relaksie. A śpiewał z
nami Kazik Bocheński. Nieźle śpiewał. Była wtedy taka trójka interesujących
wokalisto - gitarzystów: Jurek Piwowarski, Marek Kulisiewicz i Kazik
Bocheński.
W tym czasie sprawiłem sobie nową gitarę. Była to półakustyczna
"Jolana", nieźle brzmiąca jak na tamte czasy. Nie miałem jednak jej zbyt
długo. Zielińscy montowali nowy skład Skaldów.
Jurek Tarsiński kupił sobie
amerykańską gitarę "Key", model "Jazz". Brzmiała ona pięknie, ale miała
któtki, matowy ton (jak przystało na gitarę jazzową). To brzmienie nie
pasowało do koncepcji muzycznej
Skaldów.
Andrzej Zieliński dał Jurkowi
ultimatum. Albo będzie miał gitarę big-beatową albo nie gra w zespole.
Zaproponowałem mu zamianę. Dostał "Jolanę" która spełniała wymagania
zespołu, a ja stałem się posiadaczem pięknego, szlachetnego instrumentu.
Wraz z Marianem Pawlikiem i Benkiem Radeckim zafascynowaliśmy się
angielską falą bluesa. John Mayall, Eric Clapton, Peter Green itp.
Różnice
zainteresowań muzycznych spowodowały, że rozstaliśmy się z Jaśkiem Kaletą i
występowaliśmy w trio. Pewnego razu graliśmy na balu barbórkowym na AGH.
Grało tam wiele zespołów. Kiedy przechadzaliśmy się po salach Marian
zauważył świetnego saksofonistę. Nie znaliśmy go. Zaproponowaliśmy mu
współpracę, na którą przystał bardzo chętnie. Powiedział że przyprowadzi na
próbę swojego przyjaciela puzonistę i że opracują nam fajne riffy. Potem
okazało się, że byli to znani i cenieni w środowisku muzycy jazzowi. Zbyszek
Seifert i Jasiu Jarczyk, o czym my wówczas - zafascynowani muzyką
blues-rockową - nie wiedzieliśmy. Wspólnie spędziliśmy odlotowe wakacje
grając w Kobyle Gródku nad jeziorem Rożnowskim i w Mielnie. Ale to były
tylko wakacje.
W tym czasie wystąpiliśmy na przeglądzie zespołów rockowych
w Częstochowie. Zagarał tam z nami na puzonie Marek Michalak. Zagraliśmy
tam własne kompozycje do których teksty napisał Marian Pawlik. Ten skład
przestał istnieć, gdy Marian z Benkiem zasilili
Dżamble. Ja wówczas
utworzyłem kolejną edycję Lessers'ów. Na bębnach grał
Jurek Bezucha a na
gitarze basowej Rysiek Kopciuch. Jakiś czas graliśmy w tym składzie i
sporadycznie współpracował z nami Marek Michalak. Wówczas często
przebywaliśmy w Jazz Clubie Helikon przy ul św. Marka. W to środowisko
wprowadził nas Zbyszek Seifert.
Zaczęliśmy interesować się jazzem, a ja
oszalałem na punkcie Johna Coltrane'a, wówczas jak Benek wcisnął mi jego
płytę "Expression".
Cała zabawa z Lessers'ami skończyła się gdy pewnego dnia
w drzwiach mojego domu (warto wspomnieć, że to poddasze w kamienicy
Krzysztofory, było wówczas czymś w rodzaju jazz clubu, gdzie spotykaliśmy
się godzinami słuchając płyt) stanął Jan Boba - leader znanego już wówczas
zespołu
Jazz Band Ball z banjem pod pachą i zaproponował mi wyjazd z
zespołem na nagrania do Katowic. Ten wyjazd był następnego dnia. Przerażony
powiedziałem, że nigdy nie grałem na tym instrumencie. W odpowiedzi
usłyszałem:
"To proste. Gra się tak samo jak na gitarze z tym, że ma ono dwie struny
mniej". Proste. Propozycja była nie do odrzucenia. I tak zaczęła się moja
przygoda z
Jazz Band Ballem, która trwała 5 lat.
Antek Krupa - 2005r.
|